Tajemniczy londyńczyk przyjechał na miesiąc do Nowego Jorku. Od początku października tworzy tam pod hasłem „Lepiej na zewnątrz niż wewnątrz”. Codziennie zostawia ślady na ścianach domów i ulicach, a ich zdjęcia i zapisy wideo publikuje potem na stronie. Czasem to mały szablon bobra zacierającego łapki przy powalonym słupie, innym razem prawdziwa ciężarówka do przewozu zwierząt pełna piszczących i wyjących pluszaków wiezionych na rzeź ulicami Meatpacking (The Sirens of the Lambs). Jak zawsze u Banksy’ego przesłania są dowcipne, inteligentne, aktualne, polityczne i skłaniające do refleksji. Choć ma rzesze naśladowców, jego styl jest nie do podrobienia.Większość prac powstałych w Nowym Jorku artysta opatrzył Przewodnikami audio, czyli nagranymi komentarzami. Aby je usłyszeć wystarczy wokół szablonu poszukać wysprejowanego numeru telefonu i zadzwonić (dla leniwych na banksy.co.uk).
Poprzednich dwanaście prac było grzecznych w porównaniu z tym co zrobił w sobotę. Zadrwił tak słodko z mieszkańców Big Apple i tamtejszego rynku sztuki, że szybko mu tego nie wybaczą. Na ulicznym straganie wystawił 25 swoich obrazów, z których każdy wart był przynajmniej 30 tys. dolarów i choć sprzedawał je za pięćset razy mniejszą cenę, większość nie znalazła nabywców.Na banksyforum uznano to za wkręt wszech czasów. Kolekcjonerzy z wściekłością przyznają to samo. Tylko porządni Amerykanie nie rozumieją, dlaczego media podniecają się faktem zbycia kilku płócien za grosze. Bo to nie porządni Amerykanie świat sztuki zamienili w biznes niezrozumiały dla zwykłych śmiertelników.Jakim cudem artysta, wrzucając na rynek kilka swoich tanich płócien, nie spowoduje spadku cen pozostałych dzieł, a wręcz przeciwnie? Banksy potrafi jednocześnie natrząsać się z rynku sztuki i zgarniać zeń coraz wyższe honoraria. I to jest sztuka.