Za miastem.
Pod wieloma względami tak. Większa przestrzeń, brak sąsiadów i zieleń wokół na wyciągnięcie ręki. Choć w Perfumiarni też można być zadowolonym – z tarasów widać nie tylko zabytkowy park Wilsona, ale też rośliny zasadzone przez nas. Będzie ich więcej, powstanie wewnętrzny ogród, kiedy skończymy budować drugi etap od ulicy Śniadeckich.
Po latach widzę kilka. Po pierwsze dojazdy. Jak podliczyłem, ile czasu spędzam w korkach, dojeżdżając do pracy, podwożąc dziecko do szkoły, na zajęcia, a potem wracając w popołudniowym szczycie, wyszło mi, że co miesiąc byłaby z tego kilkudniowy wyjazd. Spore wydatki na ogrodnika i doraźne remonty, to dwa i trzy. One nie kończą się na solidnej renowacji budynku i założeniu ogrodu, bo o dom trzeba dbać stale. Zapomnij jesienią wyczyścić rynnę, a wiosną odnowisz elewację. Tak samo ogród – rośliny nie rosną same, jak mogłoby się wydawać, trzeba o nie dbać. Gdybym nie dojazdy, dałbym radę sam, a tak muszę zatrudniać ogrodnika. W Perfumiarni koszty jakichkolwiek remontów i dbania o zieleń są w czynszu. Teraz widzę, że to spora ulga.
Niby wtedy zieleń jest najbardziej bujna i ogród wygląda najokazalej, ale na urlop jednak chciałoby się wyjechać. Najlepiej nad wodę, gdzie upał doskwiera mniej; przyroda jest dziewicza, a ludzi jak na lekarstwo.
Jedni wolą co roku wyjeżdżać gdzie indziej, inni chcą mieć swoje miejsce, urządzone w stylu i standardzie, do jakiego przywykli. Jak kto woli. Choć coraz częściej decydujemy się na zakup, bo pamiętamy, że w pandemii rząd zamknął hotele.
Przed covidem zaczął się boom na nieruchomości w Hiszpanii. Świetna sprawa, ciepło przez większość roku, czyste morze, dobra kuchnia. Ale lockdown, a potem strajki pracowników linii lotniczych pokazały jak trudno skorzystać z własności.
A z drugiej strony wciąż słyszę jak obcokrajowcy zachwycają się Polską: ile tu dzikiej natury, pięknych krajobrazów, morze, góry, rzeki, jeziora, a jeszcze położenie w centrum Europy, coraz lepsza infrastruktura drogowa i wciąż niskie koszty życia w porównaniu z resztą krajów naszego kontynentu. Jak się mieszka tu od urodzenia, traci się dystans, traci się szerszy ogląd sytuacji, który mają przyjezdni. Może warto ich posłuchać.
„Dom pośród morza spokoju” – tak reklamujemy naszą inwestycję Mamre na skraju Wolińskiego Parku Narodowego, z klifowym wybrzeżem i gęstym bukowym lasem. Postawiliśmy tam niewielkie osiedle drewnianych domów z widokiem na jezioro Kołczewskie i prywatną plażą. To ciche miejsce położone pomiędzy kurortami Międzyzdroje i Międzywodzie, ale na tyle daleko, że idąc przez las na dziką plażę nie spotkasz żadnych turystów.
Stąd zainteresowanie Niemców tymi domami. Ale nie przesadzajmy, z Poznania nie jest dużo dalej, ja dojeżdżam w trzy godziny. To szybciej niż lot do Barcelony, biorąc pod uwagę, ile czasu trzeba spędzić na lotniskach. I podróży nie trzeba planować z wyprzedzeniem jak wyjazdu zagranicznego. I złe warunki pogodowe raczej jej nie pokrzyżują.
Od czasów pandemii, kiedy zamknięto hotele, pensjonaty, a nawet lasy, nie mówiąc już o lotniskach, wzrosło zainteresowanie Polaków nieruchomościami położonymi wśród natury, z dala od dużych miast. Kluczowa była decyzja rządu, który wprowadził zakaz przemieszczania się, robiąc wyjątek tylko dla tych, którzy podróżowali do swoich domów. To podziałało na wyobraźnię tych, którzy mieli gotówkę lub zdolności kredytowe. Wybuch wojny za naszą wschodnią granicą jeszcze wzmógł ten trend. Zmieniło się tylko, że teraz szukamy domów na Ziemiach Odzyskanych. Od lat Kongresówka wynosiła się na Dolny Śląsk i do Poznania, teraz zaczynamy się przepychać z Niemcami, podbijającymi ceny na wyspie Wolin i polskiej części Uznam.
Tak uważają kupujący nasze domy. Widzą, że pociski spadają na infrastrukturę w miastach, a nie na parki narodowe i dzikie plaże. Nawet jeśli jakaś rakieta zbłądzi na terytorium Polski, to do Kołczewa ma kawał drogi. Zdąży ją strącić obrona przeciwlotnicza. Czasy są tak niepewne, że dokonywane przez nas wybory racjonalizujemy w oparciu o emocje, instynkty. Kto kilka lat temu mógł wiedzieć, że tak zmieni się nasz świat?
Oczywiście, można zamknąć się w bunkrze, albo w piwnicy i czekać na koniec. Ale można też cieszyć się urodą świata tam, gdzie jeszcze piękny pozostał. Rośliny i zwierzęta w rezerwacie raczej nie wiedzą o wojnach i pandemiach, które dzieją się na świecie. Stąd pewnie mają ten spokój, który, uwierz mi, udziela się każdemu, kto tam przyjeżdża.
Dwa kilometry od domu jest klub golfowy Amber Baltic, kilka międzynarodowych szlaków rowerowych i tras spacerowych. Można uprawiaż żeglarstwo, windsurfing, kitesurfing, wędkarstwo, można nurkować w przejrzystym jeziorze Recze. A można też usiąść na tarasie z kawą, żeby podziwiać wschody i zachody, albo robić to na prywatnym pomoście. Choć sam dom jest tak piękny, że nie chce się z niego wychodzić. Prawie 180 m2 wewnątrz i hektary panoramy za oknem. Stoi na pagórku nad plażą, zwrócony ku wodzie i wtopiony w naturę. Ma prostą, tradycyjną formę, drewnianą elewację i duże przeszklenia prześwietlające dom na wylot. Jest w stanie gotowym do zamieszkania, z wykończonymi łazienkami, kuchnią, sauną, marmurowymi i dębowymi podłogami, tylko wstawić meble.
Jeśli ktoś decyduje się na pachnący drewnem dom pośród na wpół dzikiej przyrody, to oczywiście zależy mu na tym, żeby tę dzikość zachować. Dlatego nie może być zasilany inną energią niż naturalna. Niskotemperaturowa pompa ciepła w połączeniu z fotowoltaiką na dachu stanowi serce domu. Zasila ogrzewanie podłogowe, klimatyzację i dostarcza ciepłej wody. Pompy i klimakonwektory są zeroemisyjne, prawie bezgłośne i bezobsługowe.
Ogrodnik i ochrona, dbający o teren wokół. Domy stoją na uboczu, ważne by były pod stałym nadzorem. Ktoś też musi podlewać kwiaty wewnątrz, albo przewietrzyć dom przed naszym przyjazdem. Nie mówiąc już o sytuacjach, które zdarzają się w Hiszpanii. Domy są tam zajmowane przez dzikich lokatorów, a przez luki w prawie odzyskanie swojej własności zajmuje lata i masę pieniędzy. To kolejny argument, żeby cichej przystani szukać jednak w Polsce. Zapraszam do obejrzenia domu pokazowego Mamre.
Więcej na mamre.eu