Jean-Baptiste Godin miał dwóch ojców. Kowal począł go w w marcu 1816 roku, w małym Esquéhéries na północy Francji, w izbie gdzie piszczało z biedy i biło gorąco z kuźni za ścianą. Janek umiał kuć żelazo już jako jedenastolatek, a gdy tylko skończył siedemnaście ruszył na tournée po Francji, by jako kowalski czeladnik spróbować ognia z różnych palenisk. Do domu wrócił z pomysłem na żeliwny piec kuchenny do każdego domu.
Gdy po kilku latach zbił na nich fortunę, poznał swego ojca duchowego – Karola Fouriera. Ten syn bogatego kupca, gdy o włos minął się z rewolucyjną gilotyną, pojął, że serce ma po lewej stronie. Stał się radykalnym, utopijnym socjalistą i począł nauczać.
Na wykładach, na które biegał nasz żeliwny potentat, Fourier przekonywał, że świat będzie szczęśliwszy, gdy społeczności dobiorą się według wymyślonego przezeń klucza. W jego falansterach miało pracować i żyć dla wspólnego dobra po parze z każdego z 810 typów osobowości ludzkich. Nieprzymuszone skłonności miały się uzupełniać, wady równoważyć, a korzyści dzielić pomiędzy wszystkich według zasług.
Imiennik Fouriera, brodaty filozof z Prus, przyszły twórca naukowego socjalizmu, wyśmiał ten projekt osobiście, gdy rezydował w Paryżu.
Janka natomiast idea zachwyciła tak, że posłał kasę na pierwszą fourierowską komunę stworzoną w Teksasie. A gdy ta szybko, z powodu niezgodności charakterów, okazała się klapą, żachnął się tylko i pokazał plany własnej.
Wzorowana na Wersalu reprezentowała zupełnie inną ligę niż kibuce utopisty. Nazwał ją Familistère, bo wyżej cenił więzy krwi niż związki zawodowe. W jego fabryce w Guise pracowały głównie małżeństwa, dla nich i ich potomstwa postanowił zbudować domy.
„Pałac społeczny” był przyfabrycznym samowystarczalnym osiedlem dla 1200 osób (w tym 300 dzieci). Mieszkańcy wprowadzili się do trzech trzypiętrowych budynków, z przykrytymi szkłem dziedzińcami, na których za dnia hasały dzieci, a w karnawale nocami urządzano bale. Było elegancko i wygodnie, jak dla mieszczan, a nie dla młodych robotników.
Mieszkania dwu- i trzypokojowe, wyposażone skromnie, ale praktycznie i estetycznie. Była woda na każdym piętrze i zsypy na śmieci. Tylko do pralni trzeba się było fatygować na parter, za to woda podgrzana była przez piece hutnicze ze stojącej za familokami fabryki.
Kluczem do socjalistycznej przemiany miała być szkoła. Jan Chrzciciel Godin ufał, że darmowa edukacja wychowa nowe społeczeństwo. Więc tchał w nich dobrego ducha od małego. Wpajał dzieciom idee współpracy, równości i solidarności. Był wiarygodny, bo świecił przykładem.
Na tyłach głównego familoka urządził żłobek i przedszkole, naprzeciwko teatr i szkołę. Budynek nazwany przez niego Economat mógłby być archetypem dzisiejszych galerii handlowych. Można tam było wykąpać się i odświeżyć, odpocząć i rozerwać. I oczywiście zrobić zakupy – od bagietki i wina, po któryś z żeliwnych wyrobów wytwarzanych w zakładzie. Sklepy prowadzili pracownicy fabryki, sprzedając towary z niewielkim narzutem.
Przez lata, kiedy Godin opracowywał, a potem rozbudowywał Familistère, żył myślą o przeprowadzeniu prawdziwej reformy społecznej. Dopiął swego w 1880 roku przekształcając swoją fabrykę w spółdzielnię pracowniczą. Kosztowało go to majątek i mnóstwo pracy, bo opór stawiało prawo i żona.
Spółdzielnia przeżyła Godina o osiemdziesiąt lat, ale od jego nagłej śmierci w 1888 roku powoli traciła ducha. Osieroceni pracownicy pochowali go z honorami w ogrodzie i urządzili tam mauzoleum. Na centralnym placu postawili pomnik, w który wpatrywali się próbując odczytać jak postąpiłby ich pasterz. Odczytali fatalnie. Na nowego dyrektora wybrali wdowę po nim, która skupiła się na pomnażaniu zysków fabryki, zaniedbując zupełnie aspekt społeczny Pałacu.
Duża konkurencja i złe zarządzenie doprowadziły do sprzedaży fabryki w 1950 roku, a narosłe przez lata niesnaski – do rozwiązania spółdzielni w 1968 roku i sprzedaży mieszkań.
To że pod koniec dwudziestego wieku Familistère trafił na listę zabytków ocaliło go od ruiny. Po remoncie znów jest zamieszkany i użytkowany. Do odbudowanego Economatu wróciła kawiarnia, zamiast biblioteki jest księgarnia, a w sklepie całkiem nietanie pamiątki. Jak dawniej działa basen, tylko wody już nie podgrzewa hutniczy piec. Z dzieła życia dobrego Janka została tylko dobrze wymyślona architektura.