„Outings project” to coś na granicy wandalizmu i sztuki. Nakłaniając do występku ochotników z całego świata autor próbuje wzbudzić w nas refleksję nad dogmatem prawa własności dzieł sztuki i przestrzeni publicznej.
Czy można nielegalnie sfotografować obraz w muzeum, wydrukować go i bezprawnie nakleić na ścianę po to, żeby go wypromować? Żeby umożliwić spotkanie z dziełami mistrzów ludziom, którzy w innych okolicznościach pewnie nigdy by ich nie spotkali. Czy ten cel może uświęcić środki, jakimi są łamanie zakazów fotografowania w galerii i oklejania ścian w miejscach publicznych?
Autor, Julien de Casabianca, powołuje się na zasadę dozwolonego użytku i liczy na niską szkodliwością czynu. Radzi by zdjęcia robić komórką, szybko i dyskretnie. A jeśli nas przepędzą, spróbować w kolejnej sali. Fotografie drukować na zwykłym papierze i mocować do ściany klejem do tapet, który zmyje pierwszy deszcz. – Wolność wypowiedzi przede wszystkim – uzasadnia.
Nakłania do „wyzwolenia” wszystkich tych obrazów, które wiszą zapomniane w kątach rzadko odwiedzanych muzeów. – Dajmy im wolność, jak zwierzętom wypuszczanym z ZOO – przekonuje nieco demagogicznie.
– Jeśli wybierzesz portret kogoś anonimowego – instruuje artysta – nie żadnego tam Jezusa czy Maryji, króla czy królowej, tylko bezimiennego modela sprzed paru wieków, to masz większą szansę, że on się „dogada” z anonimowym przechodniem.
– Sztuka może ożywić miasta tylko wtedy, gdy mieszkańcy są w ten proces bezpośrednio zaangażowani, a nie pozostają tylko widzami – twierdzi. Paryskiemu artyście udało się nakłonić już wielu, by „odwłaszczali” sztukę w swoich miastach i wyprowadzali ją na ulice. Ba, do rozpoczętego w czerwcu 2014 roku projektu przekonał galerie i muzea, a nawet władze Paryża. Czy nie wygląda to na próbę redefiniowanie pojęcia własności i dostępu do sztuki?