Z czym Polakom kojarzy się PRL-owski dizajn? Zależy komu. Dla jednych to relikt przeszłej epoki – klasyczne „źle urodzone” przedmioty, szpetne, porównywalne do soc-modernistycznych pawilonów, po których zburzeniu nie warto ronić łez. Dla innych, zwłaszcza urodzonych po 1989 roku, to zjawiskowy dizajn, o którym właśnie dowiedzieli się, że został wymyślony i wyprodukowany w dawnej Polsce, według rodziców – przaśnej. Żeby wyrobić sobie zdanie, warto dowiedzieć się czegoś o naszym wzornictwie. Dotąd jednak nikt nie chciał, albo nie umiał przystępnie tego wyłożyć.
Beata Bochińska ma wszystkie atuty – wykształcenie, doświadczenie i lekkie pióro, żeby napisać taką książkę. Jej „Zacznij kochać dizajn” jest co prawda poradnikiem kolekcjonera polskiej sztuki użytkowej, ale autorka przekonuje, że może zostać nim każdy. Jeśli znalazłszy w babcinym kredensie serwis kawowy, zajrzysz pod spód filiżanki, żeby odcyfrować napis – ostrzega: możesz wsiąknąć w zbieractwo po uszy. A ona wprowadzi cię w ten świat za rękę.
Ten przewodnik zawiera przy okazji całkiem sporo wiedzy o polskim wzornictwie przemysłowym lat 50. i 60. Są nazwiska, zdjęcia i fakty, które przekonują, by przestać narzekać, tylko zacząć kochać dizajn.
Do czego nakłania w rozmowie Beata Bochińska.
Skoro kilka dni po premierze wydawca książki myśli o dodruku, to chyba nie spodziewał się takiego sukcesu. A Ty, zakładałaś, że poradnik kolekcjonera stanie się hitem? Skąd nagle taki szał na polski dizajn?
To nie tak, to nie szał na polski dizajn. Na świecie to się nazywa trend mid-century-modern i trwa już ładnych parę lat. Napisał o tym kilka tygodni temu New York Times, wieszcząc, że nieprędko ta moda się skończy.
Ja piszę o tym w książkach trendów, które tworzę dla sieci handlowych, co najmniej od sześciu lat, kiedy to w IWP opracowałam metodologie prognozowania trendów stylistycznych na rynku. Już wtedy prorokowałam, że trend powrotu do korzeni będzie przybierał na sile. No i się sprawdziło.
Stąd moje przekonanie, że to dobry moment, by upomnieć się o polski dizajn. Ale ta książka nie powstałaby, gdyby nie młodzi ludzie z facebooka i Patyny, którzy komentowali moje internetowe wpisy o wzornictwie. To oni chcieli więcej i więcej, wiedzieć o tym kto?, co? i kiedy?
Młodzi upominają się o stare?
Młode, cyfrowe pokolenie szuka korzeni w świecie analogowym. Epoka przemysłu to jest konkret, a nie bity i bajty. Oni potrzebują swojej legendy i to namacalnej. Lata 50-te i 60-te, to początek nowoczesności – z doskonale projektowanymi przedmiotami codziennego użytku dla małych mieszkań. I właśnie dlatego te przedmioty idealnie pasują do bajki o slow life, za którym tęsknią cyfrowi nomadzi, mieszkający w kawalerkach lub wynajętych mieszkaniach.
W Polsce zaczynamy szukać własnych korzeni, bo boimy się roztopić w globalnej zupie. Zrozumieliśmy, że świat jest bogatszy, silniejszy, ale niekoniecznie lepszy. A młodzi patrzą bez kompleksów i widzą te dawne, nasze projekty bez obciążeń związanych z systemem politycznym, którego w ogóle nie pamiętają. Ich nie kręcą towary z sieciówek, oni szukają odmienności, charakteru, wyrazu estetycznego wyrastającego poza standaryzację. Oni są indywidualistami i oczekują takich perełek z dawnych lat: nowoczesnych w wyrazie i z autorem, żywym człowiekiem w tle.
Kiedy Ty zaczęłaś kochać dizajn?
Chyba w hucie Hortensja w Piotrkowie Trybunalskim, na nocnej zmianie. To było na studiach. Kiedy Jurek Owczarek pokazał mi jak się dmucha bańkę do przedformy, z której miał powstać wazon Wieśka Krysiaka. To była magia. Szkło w wannach, hutnicy jak dęby i setki wzorów każdego dnia.
Więc to zasługa studiów na historii sztuki?
Kompletnie niczego nie dowiedziałam się o wzornictwie przemysłowym jako zjawisku. Na studiach nie było o tym ani słowa. Ani historii dizajnu, ani teorii dizajnu, nic.
Czyli wcześniej?
W domu rodziców rosłam wśród nieźle zaprojektowanych przedmiotów. Tato był inżynierem, projektował rozwiązania, m.in. dla Eltry i Telfy, dużych zakładów. Po domu przewijały się prototypy radia Koliber, telefonu Tulipan. A wujek w tym czasie zarządzał warszawskim Pagedem, więc o meblach też się mówiło i dla mnie było oczywiste, że się coś projektuje i że to się robi dla przemysłu. To było naturalne jak to, że się pływa i jeździ na rowerze.
Korciło, żeby samej coś zaprojektować?
Starsza siostra, która szła na konserwację zabytków, podarowała mi ramę do obrazu na moje 17. urodziny. Zupełnie nie pasowała do pokoju więc wyprosiłam rodziców o nietypowy prezent: remont pokoju według mojego projektu. Kiedy zobaczyłam efekt, poczułam, jaki wpływ może mieć jeden dobrze zaprojektowany przedmiot na całe otoczenie. Natychmiast poszłam do miejskiej biblioteki i przeczytałam wszystko o ramach. Chciałam wiedzieć. I popłynęłam.
Kiedy zaczęłaś zarabiać na tej miłości?
W połowie lat 90. założyłam firmę pośredniczącą w sprzedaży projektów z wdrożeniem dla kilkunastu fabryk różnych branż. Zajęłam się tym, czym od od 1950 roku zajmował się Instytut Wzornictwa Przemysłowego.
Czyli swatałaś fabrykantów z projektantami. Kiedy po wielu latach zostałaś prezesem Instytutu Wzornictwa Przemysłowego robiłaś to inaczej?
Bardziej systemowo. Przez to, że stworzyłam platformę współpracy fabryk i projektantów oraz wespół z SGH – studia podyplomowe Design Management, to projektowanie i wdrożenie stało się poważnym procesem biznesowym. Efekty tego widać gołym okiem w sklepach.
Nakłaniasz w mediach do narodowego zrywu na rzecz ocalenia polskiego wzornictwa tamtych lat. Żeby nie zniknęło jak Supersam czy kino Moskwa. Radzisz, żeby odnaleźć w kredensie babci, wytrzeć z kurzu i dowiedzieć się, kto to zaprojektował i wyprodukował. Po co nam to?
Żebyśmy tego nie zgubili, nie przeoczyli. Tak niewiele zdarzyło nam się zjawisk równie poważnych i na równie dużą skalę, które byłyby tak wartościowe. A polski dizajn tamtego okresu do takich należy. I to na tle światowym! Poza tym lepiej żebyśmy to my go odnaleźli, kupili i zarobili na nim niż Japończycy, którzy właśnie zaczynają go wykupywać. Tamte naczynia, meble, wazony, lampy są dostępne cenowo, egalitarne po prostu. Każdy może zostać kolekcjonerem. I to bez większej gotówki, ale na przykład z dużą ilością czasu. To jest okazja, która nieczęsto się zdarza.
Socjalistyczna Polska nie ustępowała wzorniczo światu? Nie przesadzasz?
Socjalistyczna czy nie socjalistyczna, nie ma to znaczenia. Estetyka podlega innemu wartościowaniu i nasz dizjan po prostu był w tym okresie bardzo dobry. Warto pamiętać, że po wojnie odziedziczyliśmy po Niemcach setki fabryk, a Wanda Telakowska opracowała system tworzenia wzorów. Przy fabrykach powstawały wzorcownie i modelarnie, a w Warszawie w IWP dyskutowano o wzorach i akceptowano je do produkcji.To „mega laboratorium” działało rewelacyjnie, bo projektantami do końca lat 60. byli zdolni malarze, rzeźbiarze i graficy. Tacy, którzy woleli pójść do fabryki i nauczyć się technologii niż malować pierwszomajowe pochody.
Co się wydarzyło, że dziś jesteśmy jedynie podwykonawcą? Polskie meble stoją w milionach domów na świecie tylko dlatego, że jesteśmy drugim po Chinach, najważniejszym dostawcą IKEI.
Ależ to nie świat się przeciwko nam sprzysiągł! My po prostu na tym podwykonawstwie wybudowaliśmy nowe fabryki i zgromadziliśmy kapitał. Za co młode firmy po 1989 roku miały budować marki i własne kolekcje wzorów? Przebicie się na światowych rynkach z własnymi liniami projektowymi (bo pojedynczy produkt to za mało) nie jest proste, trwa latami i jest bardzo kosztowne.
Poza tym rodzący się przemysł musiał nauczyć się współpracować z projektantami, a ci ostatni musieli zrozumieć na czym polega praca zespołowa w tym nowym przemyśle. A niestety nie byli tego uczeni na ASP. Kiedy nadzór instytucjonalny przestał działać, bo fabryki stały się prywatne, padł dawny układ wzorcownie-IWP, a w jego miejsce nie powstało nic systemowego. Więc projektant musiał sam wybrać się do fabryki i zacząć budować swoją karierę. A, inaczej niż w latach 60., nie każdy był na to gotowy.
Czyli Twoje wnuki będą miały co kolekcjonować?
Zdecydowanie. Teraz dojrzeliśmy i kapitałowo, i świadomość wartości projektu wzrosła. Idą lepsze czasy :)
Beata Bochińska „Zacznij kochać dizajn. Jak kolekcjonować polską sztukę użytkową”,Wydawnictwo Marginesy, 2016